poniedziałek, 25 maja 2015

Rodzinne granie #1

Mój ulubiony sposób spędzania czasu wolnego - z rodziną przy planszy. Dzisiejsze popołudnie stało pod znakiem dwóch gier. Pierwszy tytuł to Wsiąść do pociągu. Mogę z dumą poinformować, że dostałem wciry od mojej Córki 103 do 87. Młoda zagrała mądrze, miała dobre bilety i do samego końca żyłowała najdłuższą trasę (właśnie dzięki temu wygrała). Nawet nie potraficie sobie wyobrazić jak mnie cieszy wzrost Jej umiejętności. Poniżej plansza na koniec gry.

Jakoś tak zwykle gros naszej rozgrywki odbywa się na wschodnim wybrzeżu i w centrum.



Drugim tytułem były Pędzące żółwie. W tę grę rozegraliśmy już, w różnych konfiguracjach, ponad 80 partii. Nic zatem dziwnego, że szliśmy łeb w łeb. Mimo wszystko udało mi się wkręcić Młodą, że mam czerwonego żółwia. Dzięki temu dojechałem na Jej kartach niemal do samej mety: "Na pewno nie masz zielonego...". Jednak miałem. :) Wygląd planszy po zakończeniu rozgrywki.
Standardowe zakończenie - wszystkie żółwie tuż przed metą.
Bajzel w okolicach plansz też standardowy. Jakoś tak te karty nam się równo nie układają. Pomimo moich usilnych prób. O dziwo nigdy nam się żaden komponent ani nie zgubił, ani nie uległ uszkodzeniu.

3 komentarze:

  1. Fajna sprawa, też planuję mojego wciągać w gry, ale to jeszcze daleka przyszłość :)
    Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początek polecam proste gry: Serpentinę (bo to taki kolorowy "pasjans" i dzieciak może chcieć bawić się kartami bez grania, ale powinien bez problemu pozwolić staremu na wprowadzenie reguł do zabawy; do pewnego stopnia uczy też spostrzegawczości), UNO (bo uczy dodawania - Młoda niemal od początku była przymuszana do liczenia swoich punktów) i Pędzące żółwie (bo w wariancie uproszczonym są... proste).

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejność gier nie była przypadkowa. :)

    OdpowiedzUsuń