środa, 15 kwietnia 2015

Iron Guard - Mark Clapham - recenzja

Miałem ponad sześć godzin jechać pociągiem. Sam. Zgodnie ze studenckim przyzwyczajeniem postanowiłem przeznaczyć ten czas na literaturę... pociągową. Całkowicie przypadkowo zdecydowałem się na "Iron Guard" Marka Claphama. Małe literki, dużo stron, wzrok już nie ten - przeceniłem swoje możliwości. Potrzebowałem zdecydowanie więcej niż sześciu godzin na ukończenie lektury.

Okładka.
Fotka kradziona z amazona.
Śliczny mundurek.
Obrazek kradziony.

Teoretycznie głównym bohaterem tej powieści jest Hool, którego poznajemy jako początkującego bandytę działającego w jednym z wielu gangów Ulowiska Mordian. W wyniku swojej młodzieńczej beztroski (kobieta powiedziałaby: typowo męskiej głupoty) Hool zostaje wcielony do Niezłomnych 114th. Okresu szkolenia młodego rekruta Clapham niestety nie opisuje. Niestety, bo była to doskonała okazja, by zapoznać czytelnika ze specyfiką Mordian Guard, czego zresztą tego najbardziej w książce brakuje. Mordian ze swoim umundurowaniem aż proszą się by być swego rodzaju skansenem dziewiętnastowiecznej armii francuskiej, ale chyba Claphamowi zabrakło na to pomysłu (lub raczej wiedzy na ten temat). Samego Hoola też zresztą jakoś dogłębnie nie poznajemy. Ot kolejny młody gniewny, którego armia przekształci (tu należy to traktować także dosłownie) z gołowąsa w żołnierza (ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami). Co gorsza wraz z rozwojem fabuły zdarzy się kilkadziesiąt stron, na których autor o Hool-u zapomina skupiając się wyłącznie nad problemami zarządzania jednostką - dziewczęta, które po pierwszych stronach zdążą zakochać się w Hoolu i powiesić jego plakat nad łóżkiem mogą być zawiedzione. Chociaż właściwie nie - zajmujący w fabule miejsce Hoola major Geiss jest jednak zdecydowanie bardziej męski i władczy. Dziewczęta mogą popiszczeć i spocić się pod kołderkami. W dalszej części książki Hool wraca jako bohater, ale też niekoniecznie pierwszoplanowy.

Paradoksalnie w tej książce brakuje też... gwardzistów. Pamiętacie krwiste dialogi Vasquez i Hudsona z "Obcego decydujące starcie"? W Iron Guard nic takiego nie ma. W Aliens kilkoma słowami stworzono prawdziwych ludzi. W Iron Guard mamy roboty w mundurach, które nie marzą, nie rozmawiają. W końcu there is only war, tak? Według mnie słabo.
Gdy byłem małym chłopcem każdy z nas chciał mieć taką... bo ja wiem... mamę?
To zdjęcie zrobiłem sam. Na planie filmu.
A nie - też kradzione.
Marketingowo też jest słabo. Regiment stracił większość cięższego wyposażenia w czasie poprzedzającej kampanii i gwardziści mają dostęp wyłącznie do kilku Chimer, kilku Sentineli, broni ręcznej (lasrifle i hellgun) oraz pancerza osobistego. W dodatku gwardziści padają niczym kostki domina. To ma kogoś zachęcić do wydania 2.000 złotych na armię? No daj pan spokój panie Mark. Z przeciwnikami gwardzistów jest jeszcze gorzej. Chyba się Claphamowi kodeksów armii nie chciało przejrzeć i widział tylko okładki i może jeszcze ze trzy zdjęcia w sieci.
Tych panów też nie znajdziemy w książce.
Zdjęcie kradzione ze strony źródła wszelkiego zła i wysokich cen w całym świecie gier figurkowych.
Nie, nie chodzi o Privateer Press.
Fabuła? No proszę Państwa... Warhammer 40.000, Gwardia Imperialna i oczekujecie fabuły? Tłumienie buntów, zło i takie tam. Głównie zło. I jeszcze trochę zła.

Z książki dowiedziałem się przede wszystkim, że:
- Dobrze rokujący dowódcy Gwardii Imperialnej to idioci - lądując na planecie, z którą kontakt urwał się w dość dziwnych okolicznościach, nie przeprowadzają nawet próby rozpoznania, a następnie wyprowadzają swoich żołnierzy z ladowników w szyku marszowym - jak na defiladzie. No dajcie spokój - takiego zachowania nie spodziewałbym się nawet po Bronku Komorowskim. Chociaż...
- Pewna rasa w świecie W40k posądzana o niesamowitą przebiegłość tworzyła projekty jeszcze durniejsze niż sowieckie próby zawracania rzek. Nieco więcej o tym na samym dole wpisu (uwaga - zabawopsujka).

Moja rada. Omijajcie tę książkę. Długa, sensu w niej za grosz i w dodatku nie oddaje ducha świata.

No i na koniec bomba. Szykuje się polska ekranizacja Iron Guard. Pierwsi aktorzy już przymierzają się do kostiumów:
Dużo mnie kosztowało, by dostać się na plan castingu...
Dzięki mojemu poświęceniu macie jednak zdjęcie aktora przymierzanego do roli mentora Hoola - sierżanta Polka!
ZABAWOPSUJKA (nie czytaj jeśli masz zamiar przeczytać książkę)
Tysiące lat przed wydarzeniami opisywanymi w książce Mroczni Eldarowie stworzyli broń masowego przemieniania ludzi w wampiry na czas nocy. Broń jest żyjącą? istotą ważącą tony (trzeba ciężkiego sprzętu, by ją przetransportować). Do przemienienia w "wampira" należy odetchnąć gazem puszczanym przez "broń".
Teraz zastanówcie się nad użytecznością czegoś takiego w użyciu bojowym. Musicie po kryjomu przetransportować ważące kilka ton coś na obcą planetę, czekać aż ktoś nieświadomy znajdzie to coś, następnie odetchnie tego czegoś gazem (w efekcie ten ktoś zamieni się w zombie w czasie dnia i w wampira w nocy), następnie musicie liczyć, że nikt nie odstrzeli przemienionego, a on przyprowadzi do broni kolegów i rodzinę. Na piknik chyba.
No ja wiem, że większość graczy to pitekantropy są. No ale chyba nie aż takie, co?

4 komentarze:

  1. Poległem! :D Szczególnie po spojlerze! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra recka. Przydatna, i z jajem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za miłe słowa, ale wszystko to co najlepsze w mojej recenzji zawdzięczamy Markowi Claphamowi.

    OdpowiedzUsuń