poniedziałek, 18 stycznia 2016

O3G - śród styczniowe po(d)stępy

Wiedziałem, że trzeba będzie zmierzyć się z naszą indolencją i ogólnym opierdzielactwem maskowanym skomplikowanymi wymówkami. Nie sądziłem jednak, że nastąpi to aż tak szybko... Taka litania: praca, rodzina... amen.

W dodatku jeden z nas - ten niepiśmienny i nieczytaty - nie potrafi się podporządkować terminom i olewa wysyłanie raportów. Fyfy.

Mimo wszystko jesteśmy zdeterminowani, by dociągnąć ten projekt przynajmniej... do lutego, hehe.

Szału nie ma. Trochę pobawiłem się grinstafem, trochę popaciałem dwie figurki. Dlaczego nie cztery? Chciałem potestować swoje możliwości malowania ciała (ujdą w dużym tłoku i z dużej odległości). Poza tym chciałem poodrywać gnoblary stojące przed dwoma modelami, by ułatwić sobie malowanie. Nie udało się. Bo i niezbyt próbowałem. Dzisiaj kładę podkład na te dwa modele i powoli zaczynam malowanie (spróbuję zastosować wash, w miejsce inka, do podkreślenia muskulatury.

Uwaga na boku - malowanie sklejonych przez kogoś modeli to droga przez mękę. Kurde - już nie mam paluszków ośmiolatki. W dodatku moje serdle trzęsą się przy malowaniu. Oczy też nie te (chociaż nie trzęsą się przy malowaniu, to astygmatyzm dodaje swoje). Na dodatek kasztan, od którego kupiłem modele nie oskrobał ich przed sklejeniem. Dramat. Ogarnijcie się ludzie.

Przyszłość widzę mrocznie. Ohydny potwór o imieniu Praca atakuje. Jego koleżanka Życie też dodaje od siebie.
Eksperyment z ink-ami wypadł tak sobie.
Pocieszam się, że z daleka wyglądają nieźle.

Jesteśmy żałośni...
Tak napisał Ogr Szyderca do mnie, przy okazji molestując mnie o update do bloga. Trochę w tym prawdy, paczkę z modelami dostałem 5 stycznia, akurat prezent na Trzech Króli.

Udało mi się złożyć sześć modeli strzelców, dwa oddziały na styczniowe i lutowe malowanie. Na zdjęciach moje starania - modele Mantica są z dziwnego plastiku, mój klej do modeli plastikowych na bazie rozpuszczalnika w ogóle z nim nie zareagował. Musiałem się przesiąść na klej cyjanoakrylowy, którego nienawidzę, bo zawsze sobie posklejam paluchy, a pięć sekund to on schnie na moich opuszkach bo na modelu zazwyczaj nie. Do tego modele są dość nieprecyzyjne, więc musiałem użyć sporych ilości zielonego czegoś (green stuff). Jako, że od paru lat nie sklejałem modeli, nie mówiąc o ich modelowaniu wyszło jak wyszło, ale chociaż szpar nie widać.
Na przyszły weekend planuję malowanie pierwszego oddziału, niestety praca po 60h tygodniowo oraz zbliżające się narodziny mojego potomka pochłaniają mój czas i uwagę. Ale projekt jest ambitny, więc ja też mam ambicję mieścić się w wyznaczonych terminach, choćbym miał po nocy siedzieć!
Czarek bardzo chciał, bym mu podmienił foty.
Chłopak bardzo przywiązany jest do różowej ceratki w gwiazdki.
To ma.

Moje zadanie na ten miesiąc to pomalowanie regimentu rydwanów. Postęp prac, który właściwie od 4 stycznia przestał być jakimkolwiek postępem, widać na zdjęciu. Figurki są oskrobane, poklejone, wszelkie super-zaawansowane konwersje gotowe. Z ciekawostek: musiałem dosyć często używać zapalniczki podczas składania modeli, bo zarówno końskie, jak i szkieletowe nogi nijak nie chcą się dopasować i na przykład bez ich odginania nie dało się wstawić kościstych chłopaków do wnętrza rydwanów tak, żeby zmieścili się tam we dwóch. Zostały jeszcze dwa tygodnie do końca dedlajnu i mam duże szanse się wyrobić, oczywiście przy założeniu, że w końcu będę miał chwilę czasu żeby zabrać się za malowanie.

Póki co modele wyglądają bardzo ładnie. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz